5.10.2022

Ambrose Allan

Osobiście uważałem siebie za całkiem porządnego współlokatora. Z pewnością nie byłem takim, co zostawia góry naczyń w zlewie, śmieci na środku podłogi w przestrzeni wspólnej albo sprasza tabun ludzi i nie ustala niczego z innymi najemcami. Co jak co, ale minusów mieszkania ze mną nie było wcale dużo. Jasne, potrafiłem przesiadywać długo w łazience albo wracałem późno w nocy i czasami niechcący ze zmęczenia strącałem coś z komody... Albo ryczałem w kuchni, szukając słodyczy lub wegańskich lodów w zamrażarce, żeby zapchać sobie nimi usta... Ale nie było to takie złe.

Nadrabiałem nie tylko swoim zajebistym charakterem i piękną buźką z uśmiechem, który mógłby lodowce topić (mówiąc skromnie), bo miałem w rękawie sporo asów. Gdybym tworzył CV Współlokatora, to śmiało wpisałbym, że przy mnie nie trzeba było się wstydzić czy stresować. Nie nazwałbym siebie bezkonfliktowym człowiekiem, ale nie widziałem sensu w udawaniu, że nie lubiłem poznawać nowych ludzi. Bo lubiłem, serio. Mogłem rozmawiać o wszystkim, nie przeszkadzało mi czyjeś paradowanie w samych bokserkach, a jedzeniem wręcz uwielbiałem się dzielić - zwłaszcza jeśli komuś moje wegańskie gotowanie faktycznie smakowało.

Jasne, nie każdemu odpowiadała moja osobowość, ale hej! Ja z kolei nie lubiłem, kiedy ktoś chował się w czterech ścianach swojego pokoju, udawał martwego i ledwo potrafił wymamrotać "cześć", kiedy już ewentualnie wychodził i spotykał mnie gdzieś w salonie lub w drodze do łazienki. Szukałem kogoś do pogadania, spędzenia wspólnie czasu. Wiecie, kogoś, do kogo można się odezwać, zaprosić gdzieś i znaleźć złoty środek, jeśli chodziło o obowiązki w domu i ich rozdzielanie.

Miałem dobre przeczucie co do Ashtona. Całkiem pozytywnie mnie zaskoczył, kiedy zaczęliśmy pisać, ale rozmowa z nim była jeszcze lepsza. Co prawda w niemal każdej relacji to głównie ja pierdoliłem głupoty i buzia mi się nie zamykała, ale jeszcze aż tak się nie odpaliłem w tej konkretnej.

Bardziej odpalił się mój tryb wyścigowy, jak już chodziliśmy po sklepie w poszukiwaniu produktów. Ale co ja miałem zrobić... To było jeszcze znośne tempo, potrafiłem znacznie szybciej. Niech się biedaczyna cieszy, że nie zaprosiłem go na spacer po Central Parku, bo wtedy to bym mu zniknął z pola widzenia po pierwszym zakręcie.

- Nie ma sprawy, królu. Ostrzegę odpowiednio wcześnie albo nawet pomogę ci się rozciągnąć - stwierdziłem, odwracając głowę w stronę Ashtona, żeby posłać mu uśmiech. Może troszeczkę zadziorny.

- Mmm, cudownie, o niczym tak nie marzę, jak zapierdalanie z tobą przez park i wysłuchiwanie historii o głupich szmatach z uczelni - westchnął, spoglądając na mnie rozbawiony i wywrócił oczami. - Ewentualnie zostawisz mnie gdzieś daleko w tyle i zorientujesz się po kilkunastu minutach.

Cholera, jebany chyba w myślach mi czyta. Podejrzane.

Nie zamierzałem jakkolwiek zaprzeczać, a w życiu. Przedstawiona przez Asha wersja była bardzo prawdopodobna, więc nie zamierzałem kłamać i go zapewniać, że co ty, jeszcze mi się nie zdarzyło kogoś zostawić w tyle, bo moja przyjaciółka już ze mną na spacery nie chodziła właśnie z tego powodu. Co ja poradzę, że każdy tak wolno chodził, a ja myślałem o zbyt wielu rzeczach na raz, żeby od razu zorientować się, że towarzystwo zniknęło z radaru...

- Zawsze masz jeszcze opcję wysłuchiwania historii o głupich szmatach z uczelni w zaciszu domowym przy litrze lodów - zauważyłem, ledwo powstrzymując parsknięcie śmiechem. Podszedłem do innego działu przy lodówkach, skoro już znalazłem dobre jogurty i zdążyłem włożyć je do wózka. Zmrużyłem oczy, szukając mojego ulubionego tofu. - O właśnie, bo nie pytałem. Jesz mięso? - Zadowolony sięgnąłem od razu po trzy paczki (bo była promocja, ha).

- Muszę przyznać, że ta opcja znacznie bardziej mi odpowiada, dogadamy się - powiedział, posyłając mi uśmiech i popchnął koszyk, żeby do mnie dołączyć. - Noo, jem, o ile to nie wyklucza mnie z bycia twoim współlokatorem?

Wywróciłem oczami. Domyśliłem się, że mężczyzna żartował i w sumie to nawet mnie to rozbawiło, ale chciałbym coś sprostować. Bo wiecie, nie jadłem mięsa, ograniczyłem wszelkie produkty odzwierzęce do minimum i zachęcałem do tego przyjaciół, którzy się nad tym zastanawiali... Ale nigdy nachalnie. Jak ktoś mówił, że sorry, ale nie, lubię mięsko, ser jest zajebisty, a jajecznica na śniadanie to must have - to co ja mogłem? Każdy podejmował raczej świadome wybory, a ja nie zamierzałem piętnować ludzi, którzy nie chcieli rezygnować z przyzwyczajeń. Albo po prostu nie mogli wykluczyć pewnych produktów ze swojej diety. Wiecie, różne były sytuacje.

- Wyklucza, no jasne. Tylko weź mnie podwieź do chaty, a potem się pakuj - odparłem żartobliwie, wrzucając tofu obok jogurtów. - Nie no, taki zjebany nie jestem. Jak będziesz chciał, to chętnie podzielę się obiadem albo ogólnie ugotuję więcej. Tobie nie będę podbierać, taki bonus - stwierdziłem, stając obok Asha. Do tej pory on musiał męczyć się z wózkiem, więc pomyślałem, że czas na zamianę. - Może teraz ja pokieruję? Nie będę tak zapierdalać, przysięgam.

- Kurwa, dobrze że nie zdążyłem się jeszcze rozpakować, uff - odetchnął z ulgą, ale widać było, że również podłapał mój żart. - Luz, myślę że się z tym dogadamy. A co do wózka, to jesteś pewien? Jeszcze się rozpędzisz i wjebiesz w jakiś regał - dogryzł mi, lekko trącając przy tym ramieniem.

Zaśmiałem się, bo cholera, to także było całkiem prawdopodobne. Raz mi się zdarzyło, bo zagapiłem się na taką śliczną dziewczynę, miała genialnie zrobione włosy, przysięgam... I taką super spódniczkę, zazdrościłem jej bardzo, bo chciałem zgarnąć podobną na ostatniej wyprzedaży, a nie zdążyłem i...

Allan, bo się rozpraszasz, cipo.

- Najwyżej mnie uratujesz - uznałem, uśmiechając się do mężczyzny. Położyłem obie dłonie na jego ramieniu i przyjrzałem się uważniej. Wcześniej aż tak nie zwracałem uwagi na rysy twarzy Asha, jego oczy... No, powiedzmy, że na początku ogólnie stwierdziłem, że jest przystojny, ale nie zwracałem uwagi na szczegóły. A czemu zacząłem to robić na środku sklepu, to nawet ja nie wiedziałem. - Ładne masz oczy, bardzo lubię ten piwny kolor - stwierdziłem, po czym zerknąłem do wózka. - Dobra, to teraz idziemy na dział mięsny? A potem owoce i warzywa?