16.10.2022

Ashton Terrel

Rosie był... Zaskakujący. Dokładnie tak mógłbym go opisać tylko jednym słowem i byłoby to określenie kompletnie w punkt. Tak jak teraz, rzucił kompletnie znikąd komplementem, który równie dobrze dla niego mógł być po prostu stwierdzeniem. I momentalnie zmienił temat, nie czekając nawet na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony. Rozbawiło mnie to, bo niby jak inaczej mógłbym zareagować? Oczywiście, że jednocześnie zrobiło mi się bardzo miło, nie dało się inaczej, słysząc coś pozytywnego na swój temat.

Ostatecznie po prostu posłałem mu uśmiech i pokiwałem głową, zgadzając się na nasz dalszy sklepowy maraton. Pocieszał mnie fakt, że po tak konkretnych, sporych zakupach, będziemy mieć przerwę na jakieś dwa tygodnie. No, nie wliczając takich mniejszych wypadów do sklepu, bo to było nieuniknione, ale też przyjemniejsze i zajmowało znacznie mniej czasu, więc nie miałem na co narzekać.

- Daj mi to - powiedziałem, widząc jak chłopak mocuje się z torbą. Przecież nie pozwoliłbym mu tego dźwigać, nawet jeśli w jednej ręce trzymałem już jedną, równie ciężką. I nie... Wcale w tym momencie nie bawiłem się w jakiegoś samca alfa, który popisuje się tym, jaki to był silny. Po prostu chciałem pomóc. - Weź lepiej papier, o i ta nie jest tak ogromna - zaproponowałem, wskazując podbródkiem na pakunek, który jako jedyny pozostał na sklepowej kasie. 

- Zamiast spacerów zacznę chodzić na siłownię, to może reklamówkę będę potrafił wnieść do chaty... - mruknął zamyślony, po czym parsknął śmiechem. - Nie no, kogo ja oszukuję. Ja i siłownia, dobre. - Zerknął na mnie i uśmiechnął się szerzej. - Dzięki za pomoc, królu.

Na szczęście nie miał nic przeciwko temu, abym wykazał się swoją siłą, więc nie wyszło tak źle. Ostatnie czego chciałem, to przekomarzać się odnośnie tego, że przecież sobie poradzi i co ja w ogóle wymyślam. Szczególnie, że jak już mówiłem, zamiary miałem dobre.

- Spoko, tyle dobrego, że ja i siłownia również nie idziemy w parze, więc nie jesteś w tym sam - zaśmiałem się, gdy już wychodziliśmy z budynku.

Udało nam się wszystko zapakować do auta, jednak zanim wyjechaliśmy z parkingu, wolałem się upewnić, jak wyglądają nasze dalsze plany. Obróciłem się w kierunku chłopaka i oparłem się łokciem o kierownicę.

- Okay... Chciałeś wpaść do kawiarni, co nie? Ale myślę, że lepiej będzie najpierw odwieźć zakupy do domu, żeby nic się nie rozmroziło, ani nie zepsuło, a później możemy iść na te ciastka, pasuje? - zaproponowałem.

- I to jeszcze jak - odparł zadowolony. Rozsiadł się na fotelu, a potem wrócił na mnie spojrzeniem. - Jakie lubisz ciastka? I kawę? Bo ja lubię zwykle wszystko to, co jest z kakao, a kawę na owsianym... Może chciałbyś ze mną zrobić mleko owsiane któregoś dnia? Dobrze, że kupiłem wszystko... - mówił i mówił, aż nagle przestał. Wyciągnął rękę i poprawił moje włosy. - Uwielbiam twoje włosy, świetne są. Używasz czegoś na nie?

Gdybym miał porównać go do jakiegoś zwierzątka, bez głębszego zastanowienia rzuciłbym, że zachowywał się jak jakaś papużka, albo no nie wiem, króliczek. Niezależnie od tego, które z tych stworzeń bardziej przypominało Rosiego, jedno było pewne - były one na kofeinie i to w zdecydowanie zbyt wielkiej ilości. Gadał jak najęty, nie zamykał się i rzucał tyloma myślami na raz, że trudno było mi za nim nadążyć. 

I właśnie dzięki temu wiedziałem, że nie będziemy mieć problemu z polubieniem się, skoro od początku czuł się w mojej obecności tak swobodnie. 

sobota, 20 marzec, Nowy Jork

Pracowałem do dość późna, z powodu zagranicznego klienta, więc mniej więcej o pierwszej w nocy, w końcu wstałem od biurka. Wyprostowałem się, ziewając. Miałem ogromną ochotę napić się czegoś ciepłego, a nie mogłem ruszyć się od laptopa przez ostatnie dwie godziny, więc kiedy tylko skończyłem ostatnią rozmowę, zamierzałem udać się do toalety i zaraz po tym od razu do kuchni.

Wychodząc z pokoju, w korytarzu natknąłem się na jakieś faceta. Co prawda, nie była to żadna nowość, więc nie zdziwiło mnie to za bardzo. Skończyło się jedynie na szybkim przywitaniu i pożegnaniu, bo najwidoczniej delikwent już wychodził. No cóż, nie przeszkadzało mi to, że Rosie przyprowadzał do mieszkania chłopaków, nawet jeśli jasne było, że nie oglądają netflixa. Z drugiej strony, było to nawet bezpieczniejsze, niż seks gdzieś na imprezie, w hotelu, albo u nich, więc tym bardziej nie miałem nic przeciwko.

Wyszedłem z łazienki i zamknąłem drzwi za mężczyzną, który opuścił nasze mieszkanie. Ale zanim poszedłem do kuchni, westchnąłem i skierowałem się w stronę pokoju Allana. Zapukałem cicho i nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła. Dla pewności nie przekroczyłem jednak jeszcze progu.

- Hej. Wszystko dobrze? Chcesz może herbatę? - zapytałem delikatnym tonem, opierając się ramieniem o futrynę.

W najgorszym przypadku mógł po prostu odmówić i tyle. A jednak wolałem upewnić się, czy może jednak ma ochotę na to, żeby spędzić ze mną czas. No, albo chociaż napić się czegoś ciepłego, bo przecież nie oczekiwałem od niego, że z chęcią wstanie z łóżka i dotrzyma mi towarzystwa. O dziwo byłem dość rozespany, więc nie zamierzałem od razu kłaść się spać.

- W sumie to tak, chciałbym... - przyznał po chwili zawahania.

Zdecydowałem się jednak wejść do środka, bo nie do końca spodobał mi się jego głos. Musiałem upewnić się, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Sam nie wyobrażałem sobie zostawić kogoś zaraz po seksie, więc mogłem się tylko domyślać, że nie należało to do zbyt przyjemnych. I istotnie, siedział na środku łóżka, zawinięty w kołdrę, niczym w kokon i spoglądał na mnie ze zdziwieniem.

Uśmiechnąłem się do niego, przekrzywiając nieco głowę. Taa, zdecydowanie bardziej pasował do królika, jak do papugi, teraz byłem już tego pewien. Moje tygodniowe rozmyślanie mogłem uznać za zakończone, cudownie.

- Będziesz miał ochotę położyć się w salonie i coś razem obejrzeć, czy raczej wolisz pobyć sam? - Usiadłem na brzegu jego łóżka i ostrożnie wyciągnąłem dłoń, żeby odgarnąć mu włosy za ucho.