16.10.2022

Ambrose Allan

Umówmy się, że do grzecznych osób zdecydowanie nie należałem. Czy to wieczorne "spacery" na imprezy, wykłócanie z losowymi dziewczynami, które decydowały się uprzykrzyć moje życie, czy raczej sprowadzanie chłopaków na jedną noc, żeby mnie przelecieli i nigdy więcej nie ujrzeli na oczy. Taki tryb życia prowadziłem, złudnie sądząc, że ta faza "szaleństwa" w końcu minie, a mi w jakiś dziwny sposób będzie lepiej.

Nigdy nie było, ale czemu się dziwiłem? Czasami próbowałem przysiąść i zrozumieć samego siebie. To, jakie wybory podejmowałem i jak oddziaływały na moje życie. Albo to, dlaczego w ogóle zdecydowałem się iść w tę stronę, skoro z każdej strony otrzymywałem ogromne wsparcie... Matka terapeutka, empatyczny ojciec i młodszy brat, który akceptował dosłownie każdą część mnie, nieważne jak często w żartach powtarzał, że miał mnie dosyć. A do tego przyjaciele... Prawdopodobnie podświadomie czegoś mi brakowało, ale nie potrafiłem jeszcze stwierdzić, czego dokładnie.

Głównie z takimi myślami zostawił mnie chłopak, którego ze sobą przyprowadziłem z imprezy. Nie siedziałem na niej długo, bo nie czułem się najlepiej... A mimo tego nie wracałem do mieszkania sam, o ironio. Brawo, Allan, bardzo rozsądne wybory. Zrobiliśmy swoje, na chwilę uciekłem do łazienki, a gdy wróciłem, to typek się ubierał. Dosłownie zdążyłem tylko zawinąć się w kołdrę, a już usłyszałem to cześć.

Uznajmy, że nie było najgorzej... Ale najlepiej także nie było, a miałem ogromną potrzebę chociażby porozmawiać - bo na czułości nigdy nie mogłem liczyć.

A przynajmniej tak mi się wydawało. Byłem gotów zebrać się w sobie, wstać z łóżka i ogarnąć w łazience. Zapewne przy okazji nawyzywałbym swoje lustrzane odbicie za to, że nawet jednego faceta nie potrafi przy sobie zatrzymać na dłużej, jak na jednorazowy seks i jednozdaniowe pożegnanie... Jednak Ash uchronił mnie przed załamaniem nerwowym.

Rozczuliło mnie samo to, że przyszedł się upewnić, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. Spoglądałem na niego i z jego perspektywy zapewne przypominałem jakieś słodkie zwierzątko. Zawinięty w kołdrę, wciąż jako-tako zaczerwieniony na policzkach, a na dodatek z roztrzepanymi włosami.

- Nie chcę być sam... - wymamrotałem, nie myśląc zbyt wiele nad tym, co opuściło moje usta. 

Momentalnie zbliżyłem się do Ashtona i wyciągnąłem ręce, żeby się w niego wtulić. Zwykle byłem pewny siebie i też taką wersję znał mój współlokator, więc poniekąd dziwnie mi było pokazać się z tej bardziej wrażliwej strony... Ale pieprzyć to. Naprawdę cieszyłem się, że przyszedł.

- W porządku chętnie spędzę z tobą czas - powiedział pewnie, obejmując mnie tak, że znalazłem się jeszcze bliżej niego. Odetchnąłem cicho z ulgą. Ashton nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo cieszyła mnie jego obecność. Nie mieszkaliśmy razem jakoś długo, nie minął nawet tydzień, ale do tej pory było świetnie. - Hmm, może jednak zamiast herbaty, wolisz kakao?

- Na owsianym...? - dopytałem z nadzieją i uniosłem głowę, żeby spojrzeć z dołu na Asha.

- No jasne, że na owsianym. W sumie... Też chętnie wypiję. To jak, kakao i jakaś bajka? - zaproponował z uśmiechem i pogładził mnie kciukiem po policzku.

Przysięgam, Ashton w moich oczach naprawdę był królem. No, przynajmniej w obecnej sytuacji... Nie mieściło mi się w głowie, że ten facet tak po prostu postanowił do mnie przyjść i zapewnić komfort, którego nikt inny nie chciał mi dać. I jeszcze był taki czuły... Pojebane. Uwielbiałem go, świetny chłopak.

Pokiwałem głową i gdy ostatecznie puściłem Ashtona do kuchni, pozwoliłem sobie odetchnąć. I wyzwać siebie samego w myślach, tak kilka razy, żeby wziąć się w garść. Średnio pomogło, bo jeszcze bardziej się rozmemlałem, ale to już mniejsza. Cieszyłem się, że mimo później godziny, miałem szansę miło spędzić czas.

Ostatecznie naciągnąłem na siebie dresy, bo w spodenkach nie czułem się tak pewnie, a potem owinąłem w ulubiony różowy koc z króliczkami i ruszyłem w stronę kuchni. Ash akurat podgrzewał mleko owsiane, więc stał odwrócony... I odrobinę wykorzystałem ten fakt, bo zbliżyłem się i objąłem go od tyłu, przy okazji dzieląc się częścią koca, choć tego akurat nie planowałem - ale nie zamierzałem też tak szybko puszczać kocyka. Priorytety priorytetami, a moim było ogrzanie się. Nie wiedzieć czemu, zawsze było mi zimno... 

Uśmiechnąłem się mimowolnie, gdy chłopak przekręcił się nieco, by pogładzić mnie po głowie. Poniekąd poczułem ulgę, bo nie pytałem, czy mogę się przytulić, a mimo tego nie kazał mi się odsunąć... Miłe uczucie.

- Chcesz wybrać bajkę...? - zapytałem, gdy udało nam się przenieść kubki z kakao na stolik przed kanapą. Lub raczej Ashtonowi, bo wolałem nie ryzykować. Jeszcze tego brakowało, żebym wziął swój ukochany kubek, podreptał z nim do salonu i wyjebał się po drodze, bo koc był większy ode mnie i ciągnąłem go za sobą, jak księżniczka suknię na balu. - Czy wolisz coś innego obejrzeć? - Spojrzałem na Asha i usiadłem na kanapie, a po chwili poklepałem dłonią miejsce obok siebie.

Faktycznie usiadł obok mnie i to dość blisko. Idealnie dla mnie, bo zamierzałem go przytulić, ale... Nie zdążyłem. Chłopak sam zdecydował się to zrobić. Objął mnie i przyciągnął do siebie, a moje durne serce zabiło szybciej - kolejny raz poczuło, że hej, czułość była fajna, dlaczego wcześniej nikt nie chciał mi jej przekazać?

- Hmm, a masz ochotę na coś śmiesznego? Bo jeśli tak, no to Shrek, nie widzę innej opcji - stwierdził zadowolony i chwycił w dłoń pilot od telewizora, jednocześnie drugą dłonią powoli przesuwając po moim ramieniu. Gdybym był pizdą, to aż bym zadrżał, bo tak miłe to było uczucie... No i zadrżałem, byłem pizdą, ale kogo to dziwi. Mnie na pewno nie.

- Pasuje - odparłem, uśmiechając się przy tym. Spojrzałem z dołu na Ashtona i pomyślałem sobie... Że w taki sposób chętnie spędzałbym także inne dni. Będę musiał go zapytać któregoś razu, czy nie ma ochoty czegoś obejrzeć. - Dziękuję... - wymamrotałem, wtulając się w chłopaka.